Trudne czasy są okazją do weryfikacji wielu obszarów naszego życia. Jeżeli jesteśmy liderami, menedżerami, rodzicami lub pełnimy jakąkolwiek rolę, która przewodzi w danej grupie to czasy prosperity, czy względnego powodzenia są łagodniejsze dla naszych niedoskonałości. Każdy z nas ma tendencje do zakładania różnego rodzaju zbroi. Mogą to być stopnie naukowe, wysokie stanowiska, chłód emocjonalny, czy dystans. Za każdym razem odgradzają nas od innych ludzi i wbrew pozorom wcale nie są pomocne. Myślę, że najgorszym rodzajem zbroi jest ta, u której źródła leżą rozbuchane ego oraz poczucie niskiej wartości. Te zbroje są wręcz pancerne i niszczące w relacjach z innymi ludźmi. W mojej długiej drodze zawodowej miałem do czynienia z takimi osobami – kompetentnymi, wykształconymi i ambitnymi, ale te zbroje właśnie były silniejsze od nich samych i niestety zniechęcały ludzi do współpracy. Po prostu z takimi ludźmi nie chcemy pracować, nie chcemy ich spotykać, jeżeli nie musimy. To dla nich duża starta, ale to jest bardzo trudne. Czy oni sami mogą się „rozbroić”? Oczywiście – tak. Niestety to nie jest łatwa droga, ponieważ wówczas musieliby się otworzyć, pokazać, że też popełniają błędy, udzielić zgody na próby definiowania ich przez innych, a to nie mieści się w ich obszarze akceptacji na takie zachowania. Ze zbroją powiązany jest także brak autentyczności albo fałszywa, udawana autentyczność. Wcześniej, czy później wyczuwamy, że dana osoba nosi w sobie tylko pewną fasadę, a jej „opowieść” nas nie przekonuje. Gdy coś takiego czujemy, sami nabieramy dystansu do takich osób, a to nie buduje prawdziwych relacji i pełnego otwarcia na drugiego człowieka. Myślę, że mogę to jasno wyrazić – taka sytuacja jest chorobą wielu firm i organizacji. Można to bardzo szybko wyczuć. Noszenie takiej emocjonalnej zbroi jest przeciwieństwem odważnego przywództwa i w trudnych czasach jest szczególnie destrukcyjne.
Jednym z najważniejszych zadań w niepewnych czasach jest stwarzanie przez liderów bezpiecznej przestrzeni. W takich momentach trudnych sytuacji, a często zmian, czy daleko idących restrukturyzacji, prawdziwy i odważny lider potrafi osadzić zachodzące zmiany w pewnych szerszych ramach i nadać im większy sens. Cierpliwie objaśnia swoim zespołom otaczającą rzeczywistość. Łączy mniejsze zadania w ogólniejszą wizję i pomimo tego, że nie zna na wszystko odpowiedzi to przy autentycznej, otwartej postawie jest wiarygodny. Jest jak kapitan statku podczas sztormu, któremu załoga ufa i akceptuje jego decyzje, ponieważ wszyscy wierzą, że burza wokół nie skończy się natychmiast, ale wspólnymi siłami pod wodzą prawdziwego lidera zmierzamy we właściwym kierunku. Czy taki przywódca popełnia błędy? Oczywiście, ale dzięki swojej autentyczności i bliskim relacjom ze swoim zespołem to jeszcze bardziej zespala go z jego ludźmi. Bez fałszywej zbroi, potrafi się do tych błędów przyznać. Stawiając zdrowe granice, jednoznacznie określa, co jest akceptowalne, a czego nie wolno – daje głos i swobodę wypowiedzi swoim ludziom. Przede wszystkim jest także świadomy, że strachu i emocji nie można pozostawiać samym sobie. Odważnie rozmawia ze swoimi ludźmi nawet na najbardziej trudne tematy i na tym polega jego wiarygodność, na której może budować fundamenty zaufania. Czy zawsze jesteśmy gotowi na takie rozmowy, absolutnie nie. Ale one są konieczne, ponieważ zapobiegają czemuś, co jest jednym z największych wrogów bezpieczeństwa naszych zespołów i podlegających nam ludzi. To samotność, samotność w tłumie ludzi i pozostawanie ze swoimi nierozwiązanymi obawami i lękami. W trudnych czasach nasi ludzie często to czują. My jako liderzy też mamy obawy, choć mamy dostęp do większej ilości informacji i widzimy dużo większy obraz całości. Część patoliderów – przepraszam za ten neologizm – uwielbia „pływanie w mętnej wodzie”. Dzięki temu mogą sami ukryć własne obawy, brak kompetencji, czy po prostu mierne umiejętności przywódcze. Od takich pseudo-przywódców należy jak najszybciej odchodzić. Ja wyznaję zasadę – jest jasność, jest życzliwość. To sprzyja otwartości, a także spontaniczności i nie ma w tym nic złego.
Pisząc o odważnym przywództwie oraz jego zaprzeczeniom w postaci braku zaufania i poczucia więzi, chciałbym wspomnieć o modnym obecnie trybie pracy w postaci home office, którego jestem zagorzałym przeciwnikiem. Nie mam nic przeciwko temu, że home office jest uzupełnieniem naszej pracy, ale twierdzenie, że jest to przyszłość to dla mnie utopia. Praca zespołowa nie polega na tym, że tkwimy w domu na dziesiątkach spotkań online, gdzie tylko pozornie jesteśmy razem. Oczywiście jest to ważny element pracy, ale dobry lider wie, że to nie buduje poczucia więzi i bliskości. Czy wtedy naprawdę możemy się otworzyć, czy brak bezpośredniego spotkania i rozmów w kuluarach tworzy mocne wielowymiarowe relacje? Ja uważam, że nie. Na pewno hamuje także spontaniczność, którą wyzwala bliskie obcowanie z innymi ludźmi i bezpośrednia obserwacja ich reakcji na nasze zachowanie. Czy celebrowanie sukcesów, także tych małych będzie równie spontaniczne online niż bezpośrednia wspaniała radość dzielona z innymi ludźmi, których mamy przy sobie, a nie na ekranie komputera, telefonu, czy tabletu? Nie oszukujmy się, nie będzie. Tym sposobem dochodzimy do ostatniego punktu, który chciałbym poruszyć przy okazji rozważań na temat odważnego przywództwa. Prawdziwy lider wyraża szczere uznanie, nawet na cząstkowych etapach projektów, czy zadań i nie jest to wyświechtana formułka „Let’s celebrate”, w którą i tak nikt nie wierzy. Szczera pochwała musi być zsynchronizowana z postawą lidera i nie może być tak, że jednego dnia zachęca nas do świętowania, ale jego mowa ciała mówi zupełnie coś innego, by za chwilę wyrażać niezadowolenie i wywierać ogromną presję na swoich ludzi, bo tak naprawdę wcale im nie ufa.
Odważnych i empatycznych menedżerów wciąż jest za mało. Na szczęście na wyższe i najwyższe stanowiska coraz częściej są awansowane kobiety. Ich wrażliwość i empatia jest w wielu przypadkach idealnym czynnikiem, który pomaga budować takie przywództwo, o którym napisałem dzisiaj. Żyjemy w trudnych czasach i burzliwe otoczenie wprawia nas w ciągły stan wychodzenia ze strefy komfortu. Miejmy tego świadomość, wówczas inaczej zaczniemy przewodzić naszym zespołom. Nie bójmy się tego, ponieważ taka postawa z pewnością spowoduje, że ludzie będą razem z nami bez względu na trudy i okoliczności. Pamiętajmy też o najważniejszym. Czy jako liderzy dajemy właściwy przykład i wsparcie w zakresie odpoczynku, rozrywki i regeneracji sił? Na to odpowiedzieć już musi każdy lider sobie sam. Bądźcie brutalnie szczerzy.