„Ludzie zapamiętują to, co chcą zapamiętać, a nie to, co działo się w rzeczywistości. Każdy bowiem barwi ją po swojemu, każdy w swoim tyglu czyni z niej własną miksturę. Dotarcie więc do przeszłości jako takiej, takiej, jaka była ona naprawdę, jest niemożliwe, dostępne są nam tylko różne jej warianty, mniej lub bardziej wiarygodne, mniej lub bardziej dziś nam odpowiadające. Przeszłość nie istnieje. Są tylko jej nieskończone wersje”. – Ryszard Kapuściński „Podróże z Herodotem”.
Myślę, że to dobry czas na opisanie wyjazdu do Rosji, po tym jak kurz po mundialu już zaczyna opadać, fani piłki nożnej wrócili do domów, nikomu nic się nie stało i przy okazji kilka stereotypów zostało obalonych. Do nich jeszcze będę wracał, ale zacznijmy od początku. Wyjazd do Moskwy zaplanowaliśmy jeszcze w zeszłym roku, aby mieć czas na załatwienie wiz i dobre zorganizowanie wycieczki na początku maja. Podróżując do krajów Unii Europejskiej zapomnieliśmy już nie tylko o paszportach, ale jakichkolwiek innych formalnościach. Kolejny raz mogłem chwalić otwarte granicie w tej części Europy, gdy zacząłem starać się o wizę do Rosji. W końcu zleciłem to wyspecjalizowanej firmie i wizy dla czterech osób kosztowały mnie blisko 1600 zł oraz oświadczenie, że ze względu na różnice w zdjęciu w paszporcie jednego z moich synów i tym, który dostarczyłem do wizy, nie będę wnosił żadnej skargi, jeżeli urzędnik nie wpuści mnie na teren Federacji Rosyjskiej. No cóż – piękny początek, podpisałem i założyłem, że może nie będzie tak źle. Wizy otrzymaliśmy po tygodniu czasu i gdy już cieszyliśmy się na wyjazd w ostatnich dniach przed wylotem, w mediach zaczęła się gorączka na temat planowanego strajku personelu LOTU, właśnie od 1 maja, czyli początku naszej podróży. Do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy polecimy, a bilety już kupione, wizy opłacone, chęć poznania Rosji ogromna. Ostatecznie jednak związki zawodowe odwołały strajk i 1 maja postawiliśmy pierwsze kroki na lotnisku Szeremietiewo w Moskwie.
Tutaj upadł pierwszy mit. Na odprawie paszportowej przywitał nas bardzo miły urzędnik, który grzecznie i sprawnie nas odprawił. Nie miał problemu z ubezpieczeniem, formalnościami, czy wspomnianą wyżej różnicą zdjęć w wizie i paszporcie. Odbieramy walizki i już jesteśmy na obwodnicy Moskwy. Na szczęście jest dzień wolny od pracy, więc nie stoimy w gigantycznym korku i jedziemy do jednego z siedmiu drapaczy chmur tzw. Siedmiu Sióstr, gdzie będziemy mieszkać przez najbliższe kilka dni. Siedem wieżowców Moskwy, które stały się wizytówką stolicy na równi z Kremlem i Cerkwią Wasyla Błogosławionego, zostało zbudowanych na przełomie lat 40. i 50. XX wieku we własnym, niepowtarzalnym stylu. Drapaczem chmur, który znamy doskonale, a jest dokładnie zbudowany w tym stylu jest nasz Pałac Kultury i Nauki w Warszawie. Tak więc trafiamy do bardzo ładnego apartamentu w jednej z „sióstr” zwanej domem mieszkalnym na Placu Kudryńskim. Każdy z tych szczególnych budynków ma swoje indywidualne smaczki architektoniczne, a „nasz” łatwo rozpoznać po charakterystycznych sekcjach bocznych. O ile w pozostałych wieżowcach centralna wieża korzystnie wyróżnia się na tle rozłożystych skrzydeł niższego poziomu, to wieża centralna drapacza chmur na Placu Kudryńskim została zmniejszona przez korpusy boczne.
Swoją wysokością dążą one do osiągnięcia wysokości centralnej części obiektu, dlatego cały budynek sprawia wrażenie ciężkości, nie ma wyraźnego centrum podkreślanego przez długa iglicę. Wyjątkową cechą tego wieżowca są rzeźby, które ustawione zostały na stylobacie budynku. Sierpy i młoty są oczywiście integralną ornamentyką także tego budynku.
Po krótkim odpoczynku idziemy na pierwszy spacer i obiad. Wędrujemy Nowym Arbatem, mijając tłumy młodych Moskwian. I to właśnie ten energetyczna młodość jest także znakiem rozpoznawczym. W ogóle ludzi wieku 60 lat i więcej jest bardzo mało. To bardzo rzuca się w oczy. Poza tym jest normalnie, europejsko, z dużym rozmachem, bo stolica Rosji to ogromne miasto. Po drodze zatrzymujemy się w restauracji Chaihona z kuchnią z Uzbekistanu. Na stół trafiają różne pyszne dania, a ja delektuję się baraniną. Milutek – nasz młodszy 2 letni synek bawi się drewnem do kominka, mając przy tym wielką frajdę. W ogóle w trakcie całego wyjazdu jest dzielny i dziarsko uczestniczy z nami we wszystkim, co robimy. Czasami tylko ucinaja sobie popołudniową drzemkę. Po sytym obiedzie udajemy się w kierunku Placu Czerwonego, po drodze mijamy pomnik Dostojewskiego przy którym koniecznie musieliśmy zrobić zdjęcie. O rosyjskim Placu Czerwony słyszał chyba każdy, kto ma nawet blade pojęcie o świecie. Jest to najbardziej znany plac Moskwy, położony w centrum miasta opodal Kremla, który jest oficjalną siedziby prezydenta Rosji.
Nazwa „plac Czerwony” nie ma komunistycznych odniesień – pochodzi od starosłowiańskiego przymiotnika красьнъ (piękny), co zachowało się w innych językach słowiańskich do dzisiaj – w tym również w j.polskim, dla którego słowniki nadal podają słowo „krasny” w znaczeniu „piękny, urodziwy. W języku rosyjskim natomiast słowo красный ma też znaczenie „czerwony”. Przy placu Czerwonym znajdują się liczne cenne zabytki: sobór Wasyla Błogosławionego i wspomniany wyżej Kreml, nieco dalej odrestaurowany sobór Kazańskiej Ikony Matki Bożej. Stronę północną zajmuje Państwowe Muzeum Historyczne, otoczone wieżami Kremla. Jedyną rzeźbą na całym placu jest wykonany z brązu pomnik Kuźmy Minina i Dmitrija Pożarskiego, którzy pomogli Moskwie wyprzeć z miasta Polaków w 1612, podczas wielkiej smuty.
Późnym wieczorem wychodząc z Placu Czerwonego, spacerujemy gwarną i bajeczne oświetloną ulicą Nikolskają, by pierwszy raz wsiąść na stacji Plac Rewolucji do moskiewskiego metra, które jest samo w sobie niesamowitą atrakcją. Przez cały nasz pobyt, każdego dnia jeździliśmy metrem i za każdym razem, kolejna nowo poznana stacja zaskakiwała nas architekturą i socrealistycznym designem. Nierzadko ich wnętrza przypominają pałace, a pod sufitami wiszą misterne żyrandole. Wygląda to wszystko imponująco. Najładniejsza jest stacja Kijewskaja, ale większość stacji wcale nie ustępuje rozmachem.
Przy okazji metra i wszystkich innych miejsc, które zwiedzaliśmy i do których dotarliśmy. Cały czas mówiliśmy głośno po polsku – w restauracjach, parkach, metrze, czy na ulicach i nikt nigdy się nie „skrzywił”, nie komentował, nie zaczepiał Polaczków, którzy ośmielili się mówić w swoim języku. Czy u nas jest tak samo ? Bywa różnie. Tak więc w Moskwie nie biją Polaków, nie zaczepiają, nie lekceważą. Po prostu jest normalnie, więc następny stereotyp można odłożyć na półkę.
Kolejnego dnia – jak zwykle – dojeżdżamy metrem do bardzo ciekawego miejsca Teatru Bolszoj, Po drodze mijamy jeszcze budynek Łubianki. Łubianka to potoczna nazwa siedziby FSB (dawniej KGB i NKWD) odnosząca się również do więzienia śledczego znajdującego się kiedyś w podziemiach tego samego budynku. W czasach stalinowskich na Łubiance przetrzymywano i zamordowano wielu więźniów politycznych. Zaledwie kilka minut spaceru oddziela nas od budynku Teatru Bolszoj. Jest to zabytkowy i historyczny teatr w Moskwie, zaprojektowany przez architekta Osipa Bowe, położony na Placu Teatralnym, niedaleko Kremla. Wystawia przedstawienia operowe i baletowe. Balet Bolszoj i Opera Bolszoj należą do najstarszych i największych zespołów, odpowiednio, baletowych i operowych na świecie. Teatr patronuje Moskiewskiej Akademii Choreografii, światowemu liderowi szkolnictwa baletowego.
Następnym celem jest Galeria Trietiakowska, która leży w innej części Moskwy, ale pogoda jest tak piękna, że udajemy się tam pieszo. Mijamy Kreml i zwiedzając kolejne ulice docieramy ostatecznie do tego muzeum. Na szczęście kolejka nie jest zbyt duża, więc szybka zaczynamy zwiedzanie. Milutek ze względu na jeszcze małe zainteresowanie malarstwem i rzeźbą postanowił uciąć sobie drzemkę, co jako rodzice, ale równie osoby zainteresowane sztuką przyjęliśmy z entuzjazmem. Galeria Trietiakowska to muzeum sztuk plastycznych. Powstało w 1856 roku dzięki Pawłowi Trietiakowi, który gromadził najcenniejsze dzieła artystów rosyjskich, głównie malarzy. W 1918 roku galeria została zaliczona w poczet dóbr narodowych Rosji i otrzymała nową nazwę Państwowa Galeria Trietiakowska. Aktualnie galeria został odnowiona, a w 2006 roku obchodziła swoje 150 lecie. W Galerii Trietiakowskiej zgromadzone są dzieła najwybitniejszych malarzy rosyjskich takich jak: A. Rublow, I. Riepin, I. Lewitan, I. Szyszkin, M. Ge, W. Wasniecow. K.Lebiediew. Tutaj też znajduje się rzeźba Iwana Groźnego, która wygląda niesamowicie.
Po zwiedzaniu wybieramy się na kolację. Tym razem trafiamy do restauracji ukraińskiej Taras Bulba. Oprócz pysznej kuchni, przygrywa nam zespół z akordeonem. Jest pięknie, wesoło, a dodatkowo degustujemy różnego rodzaju wódki smakowe – miodowe, imbirowe, czy żurawinowe. Aż żal wychodzić, ale już wieczór i wracamy do naszej „Córki Stalina”. Odpocząć też czasem trzeba. Plan na kolejny dzień to rejs statkiem po rzece Moskwie i Park Gorkiego.
Obserwacja Moskwy ze statku to nowe i ciekawe doświadczenie pokazujące miasto z zupełnie innej strony. Na trasie naszego rejsu mijamy z boku Plac Czerwony, Ministerstwo Obrony Narodowej, Park Gorkiego do którego także później trafimy, Stadion na Łuźnikach, gdzie w czerwcu i lipcu rozgrywane były mistrzostwa świata, w oddali mijamy także moskiewskie drapacze chmur.
Wysiadamy ze statku i od razu udajemy się do Centralnego Park Kultury i Rozrywki im. Maksima Gorkiego. Sam park istnieje od 1928, kiedy został zaprojektowany jako miejsce zabaw i uciech dla Moskwian, po wojnie był najpopularniejszym moskiewskim wesołym miasteczkiem. W czasie pierestrojki i trudnych lat transformacji park ucierpiał – pojawiły się budy, namioty, reklamy, a wejście stało się płatne. I tak wszystko trwało i wyglądało aż do roku 2011, kiedy dyrektorem parku został Siergiej Kapkow – człowiek energiczny z pomysłem i z głową na karku. Kapkow pożegnał budziarzy, wyremontował park i zniósł opłaty za wejście. Dzisiaj jest to piękne miejsce pełne zieleni, różnorakiej drobnej architektury, zadbane i bardzo rozległe. Na jego północnym skrawku znajdują się różnorakie monumenty pamiętające jeszcze czasy Radzieckiego Imperium z pomnikami i popiersiami Lenina, Stalina, symbolami sierpa i młota oraz wielu innych.
W parku spędzamy kilka godzin i przenosimy się na Stary Arbat. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych XX wieku ulicę przebudowano, zamieniając ją w deptak, który stał się jedną z popularniejszych atrakcji turystycznych miasta. Od tego czasu Stary Arbat gromadzi handlarzy pamiątkami oraz drobnych artystów. Arbat zajmuje istotne miejsce w rosyjskiej kulturze po pierwsze ze względu na fakt, że w jego okolicach zamieszkiwało wielu znanych artystów. Należeli do nich m.in. poeci Aleksander Puszkin i Andriej Bieły, pisarz Anatolij Rybakow czy bard Bułat Okudżawa. Pomniki Puszkina i Okudżawy stoją dziś na Arbacie. Ulica pojawia się także często w utworach artystycznych m.in. w klasycznych powieściach; np. Dzieci Arbatu Rybakowa oraz Mistrz i Małgorzata Bułhakowa, w którym mowa o sklepie Torgsinu przy Arbacie i o dawnym mieszkaniu Mistrza w jednym z zaułków przy tej ulicy. Leniwie spacerujemy i kierujemy się w stronę Nowego Arbatu, gdy powoli zapada zmrok. Już mamy plan na następny dzień.
Kolejny raz wita nas piękne słońce, a my jak zwykle metrem udajemy się do Muzeum Kosmonautyki, gdzie spędzamy cały poranek. Autorem pomysłu powołania do życia muzeum był Siergiej Korolow. Główny konstruktor radzieckiego programu kosmicznego, a także architekt jego największych sukcesów – wystrzelenia Sputnika i załogowego lotu statku kosmicznego Wostok. Korolow jako pierwszy snuł realne plany dalszych lotów w przestrzeń kosmiczną – na Marsa i na Wenus. Postać Korolowa jest jedną z pierwszych, z jakimi przyjdzie nam się spotkać w Muzeum Kosmonautyki. W głównym holu muzeum, który jest zarazem pierwszą salą ekspozycyjną, już na wstępie witają nas niezwykłe eksponaty. Na początek dwa psy – Biełka i Striełka, czyli suczki które jako pierwsze odbyły lot orbitalny i wróciły żywe na ziemię. Dalej możemy oglądać między innymi Sputnik 1 (pierwszy sztuczny satelita Ziemi) i Sputnik 2 (który w kosmos zabrał Łajkę), kilkadziesiąt skafandrów i rekonstrukcje statków kosmicznych radzieckiej produkcji. W tej części zobaczymy też bardzo szczegółowy model statku „Kosmonauta Jurij Gagarin„, który był jednym z największych okrętów monitorujących przestrzeń morską. Warto też wspomnieć o prezentowanych tu kolejnych kopiach Łunochodów i sond Marsa oraz Wenus. W kolejnych pomieszczeniach znajdują się ekspozycje poświęcone Konstantinowi Ciołkowskiemu i innym pionierom podboju kosmosu. Ten rosyjski uczony polskiego pochodzenia swoje największe projekty opracowywał w latach 20. XX wieku. O wizjonerstwie i potrzebie eksploracji kosmosu pioniera astronautyki najlepiej świadczy cytat z jego futurystycznej powieści „Poza Ziemią”: Ziemia jest kolebką ludzkości, ale człowiek nie zostaje przecież całe życie w kolebce. W następnych pomieszczeniach możemy oglądać między innymi ekspozycję poświęconą międzynarodowej współpracy prowadzonej przez radziecki/rosyjski program lotów kosmicznych. To tu możemy spotkać się z Polakiem, Mirosławem Hermaszewskim, Który wraz z Piotrem Klimukiem w ramach misji Sojuz 30 spędził w kosmosie ponad 190 godzin
Z Muzeum Kosmonautyki udajemy się do centrum wystawienniczego WDNCH. Takiego miejsca nie widziałem nigdzie na świecie i z pewnością nie zobaczę. Początkiem wystawy było rozporządzenie Stalina z 17 lutego 1935. Wybrano teren na peryferiach Moskwy przy Szosie Jarosławskiej. Wystawę, wówczas noszącą nazwę Wszechzwiązkowa Wystawa Rolnicza, otwarto oficjalnie 1 sierpnia 1939. W 1959 nazwę wystawy zmieniono na Wystawa Osiągnięć Gospodarki Narodowej ZSRR (Выставка достижений народного хозяйства – ВДНХ). W 1992 kompleks otrzymał obecną nazwę i status spółki akcyjnej, ale często nazywany jest do dziś poprzednią nazwą, w szczególności w jej wersji skrótowej tj. WDNCh, czemu sprzyja jej pozostawienie w nazwie pobliskiej stacji metra. Obecnie nie są już czynne wystawy poszczególnych republik. Tym niemniej w niektórych dawnych pawilonach „republikańskich” są sklepy z towarami i pamiątkami pochodzącymi z owych dawnych republik radzieckich, a dziś niepodległych państw (np. pawilon armeński, czy białoruski). Na terenie centrum znajduje się park rozrywki i atrakcje turystyczne takie jak repliki pojazdów kosmicznych, m.in. makieta promu kosmicznego. Przy budowie pawilonów wystawy przestrzegano wymagań realizmu socjalistycznego. Pawilony były obficie zdobione szczegółami zaczerpniętymi z architektury klasycznej i z budownictwa poszczególnych republik związkowych. Na obszarze wystawy rozmieszczono elementy dekoracyjne, m.in. pozłacane fontanny. Bogata oprawa wystawy miała wywrzeć silne wrażenie na zwiedzających. Każdy republika wchodząca w skład Związku Radzieckiego miała swój pawilon. Obecnie trwają intensywne prace nad odrestaurowaniem całości i sporo pawilonów już teraz naprawdę pięknie wygląda.
Następnego dnia odwiedzamy jeszcze wielkie centrum handlowe, które dedykowane jest tylko dla dzieci, ostatni spacer w centrum Moskwy i jedziemy nowoczesnym pociągiem na lotnisko Szeremietiewo. Te pięć dni minęło ekspresowo, ale na pewno tu wrócimy. Naprawdę było warto.