Dzień wystąpienia zbliżał się wielkim krokami, a wszystko, co opisałem w pierwszej części przygotowań do wystąpień publicznych zostało zapięte na ostatni guzik. Wreszcie jestem w sali, w której mam występować i dopiero teraz zaczyna się kolejne wyzwanie, ponieważ nie wszystko zależy ode mnie. Na co więc zawrócić uwagę, czego się ustrzec, a co dokładnie sprawdzić? Te wszystkie potencjalne pułapki i niebezpieczne momenty postaram się opisać i odkryć sposoby radzenia sobie z nimi.
Bardzo lubię wejść do sali, w której mam występować, gdy jest jeszcze pusta. Poobcować trochę z nią i sobie ją oswoić. Wejść na scenę, jeżeli taka jest, a w mniejszych salach po prostu popatrzeć w stronę miejsc, gdzie wkrótce zasiądzie moje audytorium. Szczególnie w dużych salach, gdzie z powodu oświetlenia sceny widać tylko pierwsze rzędy, pomaga mi to później objąć spojrzeniem całą widownię, choć ostatnich rzędów nie widzę wcale. Tak więc rytuał zapoznania się z salą to taki ważny dla mnie wstęp. A dalej już przechodzę do konkretnych zasad i działań, których zawsze przestrzegam.
Po pierwsze zawsze to, co chcę prezentować mam na swoim komputerze. Zdarzało mi się występować w miejscach, gdzie materiał, który miałem zapisany na pendrivie nie do końca płynnie działał. A to wklejony film rwał się i były z tym problemy, a to rozsypywała się czcionka i nie wszystko działało jak należy. Oczywiście zapasowa kopia jest potrzebna, ale nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Pamiętam kiedyś spotkanie, które prowadziliśmy dla kluczowej grupy klientów i wszystko podczas naszych wystąpień działo bez zarzutu. Wówczas punktem kulminacyjnym wieczoru było wystąpienie jednego z najwybitniejszych himalaistów świata. Niestety jego prezentacja na pendrivie wymagała innych „kodeków” niż mieliśmy w swoich laptopach, przez co dźwięk był bardzo słaby, a właśnie dynamika audio odgrywała bardzo ważną rolę w tym wystąpieniu. Popełniliśmy błąd zasadniczy – nie sprawdziliśmy materiału dostarczonego przez prelegenta wcześniej. A właśnie w tym przypadku on nie zabrał swojego laptopa ze sobą. Tak więc wracając do zasady numer jeden – zawsze mam swój komputer przy sobie – tak na wszelki wypadek. Kolejny krok – test dźwięku. Szczególnie podczas wystąpień, gdy muszę używać mikrofonu, a nie ma na sali profesjonalnego akustyka, złe ustawienie dźwięku może mocno nadwyrężyć nawet najlepsze wystąpienie. A zatem koniecznie zalecam test mikrofonów bezprzewodowych oraz mikroportów, które ukrywa się pod ubraniem i tylko wystaje delikatny „drucik z gąbką”. Najczęściej słabe baterię rujnują przekaz. To zawsze sugeruję sprawdzić, nawet jeżeli ktoś z obsługi zapewnia, że wszystko jest nowe i na pewno będzie działać. Następnie spaceruję z mikrofonem po sali i sprawdzam „wrażliwe obszary”, gdzie mikrofon może być narażony na efekt sprzężenia zwrotnego. Bolesne piski i hałasy są najmniej pożądanym elementem naszego wystąpienia. Przy okazji testuję także poziom głośności, aby upewnić się, że moje wystąpienie będzie słyszalne w każdym miejscu na sali. Gdy mikrofony i poziom dźwięku naszego wystąpienia mamy już sprawdzone, zawsze testuję jakość audio wszystkich filmów, które mam załączone do mojej prezentacji i wystąpienia. Tutaj czasem też mogą być niespodzianki, a jeżeli widzowie nie będą słyszeli dobrego, mocnego dźwięku to dynamika wystąpienia też będzie dużo gorsza.
W przypadku małych sal to, co opisałem powyżej w gruncie rzeczy wystarcza, natomiast duże sale wymagają większego wysiłku. Przede wszystkim zawsze siadam do krótkiej rozmowy z akustykiem, oświetleniowcem i ewentualnie kamerzystą, jeżeli wystąpienie będzie rejestrowane. Czasami trafiają się ciężkie przypadki, bo i ludzie – wydaję się – przypadkowo trafili do tych zawodów, ale na to już nie mamy wpływu. Oby zdarzało się nam to jak najrzadziej. W moim przypadku mam o tyle łatwiej, że jako aktywny muzyki jestem w stanie wiele spraw związanych z ustawieniem dźwięku po prostu zrozumieć i ustawić. Nigdy nie zapomnę jednego z występów w Łodzi, gdzie na sali z ponad stuosobową widownią mieliśmy Pana akustyka, który nie miał pojęcia o swoim sprzęcie. Gdyby nie spojrzenie muzyka, byłoby naprawdę trudno, bo akustyka miejsca wymagała mikrofonów i dobrego nagłośnienia. Ostatecznie udało się. Innym sprawdzianem była seria ogólnopolskich wystąpień w multikinach (widownia od 100 – 250 osób), gdzie w Katowicach jeszcze godzinę przed wystąpieniem ustawienia mikrofonów były tragiczne. Rozwiązaniem okazała się bramka szumów i tym razem rozgarnięty Pan z obsługi, który rzeczywiście rozumiał, czego od niego oczekuję. Wracając do rozmów z akustykiem i oświetleniowcem, zawsze staram się im streścić to, o czym będę mówił i wytłumaczyć, czego oczekuję. Czasami wnoszę poprawki do sposobu oświetlenia, mając inną wizję, a czasem wymyślamy coś od początku, bo nasze wizje są odmienne.
Te wszystkie działania poprzedzające wystąpienie zawsze bardzo mi pomogły. Po pierwsze dodawały mi pewności siebie, bo wiedziałem, że jestem dobrze przygotowany, a dodatkowo wszystko na sali też zostało przetestowane i sprawdzone przed wystąpieniem. Sala była „oswojona”, jak wspomniałem na początku. Teraz zostało tylko profesjonalnie i ciekawie zaprezentować to, co starannie przygotowałem wcześniej. Co może się wydarzyć już na scenie i jak to dobrze poprowadzić, a czego uniknąć lub czasem jak zaimprowizować, opiszę już w kolejnej części cyklu wystąpień publicznych. Jeżeli wszystko wcześniej zostało dobrze przygotowane mamy solidne fundamenty ku temu, aby na scenie wypaść bardzo dobrze, a przecież po to właśnie to robimy.