“Pierwszą swoją podróż odbyłam przez pola, piechotą. Długo nikt nie zauważył mojego zniknięcia, dlatego udało mi się pójść całkiem daleko. Przeszłam cały park, a potem – polnymi drogami, przez kukurydzę i wilgotne, pełne kaczeńców łąki, pokratkowane rowami melioracyjnymi – do samej rzeki. – Olga Tokarczuk “Bieguni”
Dlaczego tak uwielbiam podróżować? Poznawać nowe miejsca, nowych ludzi, czy przeżywać chwile, które nigdy nie wydarzą się w „stacjonarnym” życiu? Dla mnie podróż jest stanem umysłu, przygodą i drogą na którą zawsze mam ochotę. Przez ostatnie 25 lat zwiedziłem naprawdę sporą część świata i ta ochota, ta potrzeba bycia w drodze absolutnie nie zmalała. Z wiekiem chcę jeszcze bardziej przeżywać takie chwile. Im jestem dojrzalszy tym więcej widzę, czuję i rozumiem. Ten szósty zmysł czytania ludzi tylko się wyostrza, a samo spotkanie “Tego Innego” człowieka daje ogromne poczucie szczęścia i spełnienia. We wspomnieniach, których nazbierało się bardzo dużo, w zdjęciach – najpierw tych analogowych, które miały w sobie niepowtarzalną magię, a teraz cyfrowych, których są tysiące, zapisały się te ulotne chwile. To są moi towarzysze, którzy w trudnych chwilach, czy zakrętach życia dodają mi energii i siły.
Ciągle planuję kolejne podróże, zawsze coś jest na moim radarze, gdzie chcę pojechać, zobaczyć i odkryć. Często jeszcze będąc w podróży już myślę o kolejnych rejonach świata, tych gdzie nie było mnie jeszcze. Tę pasję podróżowania zaszczepiamy również z moją żoną Inez naszym dzieciom. To dla nas bardzo ważne, aby chłonęły różnorodność języków, kolorów skóry, zwyczajów i tych wszystkich ludzi, którzy w naszym tak bardzo europocentrycznym obrazie świata są inni. To otwarcie na „Tego Innego”, o którym pisał wspaniały Ryszard Kapuściński jest tym, czego chcemy uczyć nasze dzieci. One są bardzo dobrymi obserwatorami, a w podróży, w różnych – czasem całkowicie nieprzewidywalnych sytuacjach – pilnie nam się przyglądają. Tam dokładnie widać, czy to, co deklarujemy jest szczere i czy naprawdę nasza otwartość i tolerancja jest prawdziwa, bo dzieci nie mają uprzedzeń, nie dyskryminują innych. To dorośli budują w nich te niszczące postawy braku szacunku dla drugiego człowieka, który nie wpisuje się w utarty stereotyp.
Na początku każdej podróży, bez względu na środek transportu czuję ogromną ekscytację. Ile razy już wówczas zaczynały mieć miejsce kompletnie nieprzewidywalne sytuacje. Podczas lotu do Dohy w Katarze poznałem siostrę zakonną, która w 1994 roku była świadkiem ludobójstwa w Rwandzie. To w jaki sposób o tym opowiadała, ale także o swoim życiu, które poświęciła, aby służyć drugiemu człowiekowi zostanie we mnie do końca życia. Podróżowały razem z drugą, dużą młodszą dziewczyną, która dopiero stała na początku swojej drogi zakonnej. Leciały właśnie przez Dohę do Kigali – stolicy Rwandy, aby dalej pomagać. To był sens ich życia. Jedna z nich, która poświęciła wszystko właśnie temu, a druga, która chciała pójść w jej ślady.
Innym razem jadąc w nocnym pociągu z Pekinu do Xian w Chinach poznaliśmy amerykańskich studentów prawa, którzy w przyszłości chcieli się specjalizować we współpracy z Chinami. Ponad 1000 km w podróży i ciekawe rozmowy na korytarzach w pociągu, który mknął przez chińską prowincję przenosząc nas do byłej historycznej stolicy Chin.
O czym więc myślę, kiedy piszę o podróżowaniu? O ludziach, ich życiu, ale także o przypadkowości tego, gdzie się urodziliśmy, bo jaki był na to mój wpływ, że urodziłem się w Polsce, w Europie i jestem uprzywilejowanym obywatelem Unii Europejskiej i Polski? Równie dobrze mógłbym się urodzić np. w Jordanii, jak przewodnik, którego poznałem w drodze do Petry, który pomimo swojego wykształcenia, oczytania, czy znajomości świata był w kompletnie innej sytuacji życiowej niż ja. Niestety świat nie jest ani sprawiedliwy, ani dający wszystkim takie same szanse. Jednak to my mamy ogromny wpływ na to, jak traktujemy innych, z szacunkiem, jako równych sobie, po prostu w każdej sytuacji i bez względu na okoliczności. I to robi różnicę, bo nic, ani nikt nie daje nam moralnego prawa, aby traktować innych z wyższością i status materialny – który stał się wyznacznikiem sukcesu – ma tu najmniejsze znaczenie. Czy naprawdę potrafimy być ponad to?
I może kolejny przykład – tym razem ujmujący – jak ludzie mogą naprawdę tworzyć piękny klimat relacji z zupełnie nieznanymi osobami, ponieważ są otwarci, a „Ten Inny” jest ważny, bez względu na to skąd pochodzi. To jest niesamowicie ważne, szczególnie teraz, w Polsce – podzielonej i skłóconej jak nigdy wcześniej w ciągu ostatnich 30 lat. Będąc w Norwegii, która jest iście bajkowym krajem zatrzymałem się na chwilę, szukając drogi na stację kolejową. Dosłownie w ciągu kilku sekund zatrzymał się samochód, rowerzysta i pieszy pytając jak mi pomóc. Oczywiście wszyscy mówili bardzo dobrze po angielsku. Dostrzegli osobę, która nie jest miejscowa i dla nich to był naturalny odruch. Ta bliskość, taka obywatelska społeczność. Innym razem jadąc do Wiednia byłem mocno spóźniony. To był mały, przytulny hotel pod Wiedniem do którego trafiłem tuż przed północą. Nie było nikogo na recepcji, ale na blacie leżał klucz do mojego pokoju. Obok stała lodówka z piwem i przekąskami, a obok notes z ołówkiem. To, co wyjąłem, zapisałem na karteczce i rozliczyłem rano. Niby nic wielkiego, ale to tworzy atmosferę zaufania. Tak daleką od tej kontroli, kamer, alarmów i traktowania każdego jako potencjalnie podejrzanego. Ktoś może powiedzieć, Adam, ale to są bogate kraje świata zachodniego. Tak to prawda, ale ja przeżyłem również cudowne chwile na wschodzie Europy i śmiało mogę powiedzieć, że im dalej w tym kierunku, tym bardziej ludzie mają „serca na dłoni”.
Takim krajem jest na przykład Gruzja. Tutaj Polacy są bardzo lubiani i chciałbym, abyśmy umieli cały czas na to zasługiwać. Pamiętam taką spontaniczną sytuację, gdy siedzieliśmy z dziećmi w restauracji w Batumi. Nagle zjawia się kelner z kilkoma kuflami lokalnego piwa i uśmiechnięty podaje nam to wszystko, ku naszemu całkowitemu zaskoczeniu, przecież nic nie zamawialiśmy. Rozglądamy się wokół i kilka stolików dalej dwóch sympatycznych starszych panów pozdrawia nas serdecznie. Okazało się, że w czasach swojej młodości służyli w radzieckim wojsku i stacjonowali w Brześciu. Rozpoznali, że mówimy po polsku i tak miło się zachowali. Inne zdarzenie – także z Gruzji. Nad Batumi wznosi się Góra Sameba, gdzie zbudowano Kościół Trójcy Świętej. Można tam dojechać krętymi serpentynami, które co pewien czas mają malowniczo ulokowane altany, gdzie biesiadują przejeżdżający. My wracając zatrzymaliśmy się przy jednej z nich. W pewnym momencie dołączyło do nas kilku lokalnych mieszkańców. Pojawił się akordeon, duży zapas lokalnego wina i naprawdę spędziliśmy miły wieczór.
Zwiedzanie świata nie tylko nas kształci i rozwija, nie tylko daje możliwość poznawania ciekawych miejsc, czy ludzi, ale dla mnie jest również podróżą w głąb siebie. Gdy mam okazję pobyć sam ze sobą, przyjrzeć się mojemu życiu jak w lustrze, nabrać innej perspektywy i pod wpływem piękna, a czasami brzydoty otaczającego mnie świata jeszcze raz przemyśleć ile rzeczy mi umyka i jak mało doceniałem to, co mam – duchowo, uczuciowo, materialnie, czy przede wszystkim rodzinnie. Lubię te momenty zadumy, a czasem także zaskoczenia, gdy miejsca, które widziałem na zdjęciach, czy w wyobraźni są totalnie odmienne w rzeczywistości. Spodziewałem się przecież przeżyć zupełnie coś innego, porywającego. Życie inaczej przeżywamy w marzeniach niż w rzeczywistym świecie. I to również uwielbiam. Takie doświadczenia miałem w Izraelu, szczególnie w Jerozolimie i w Betlejem, ale nie jestem jeszcze gotowy, aby to opisać. Szukam w sobie wyjaśnienia i zrozumienia tego, co wówczas czułem.
Ale wróćmy jeszcze do ludzi. Jestem ekstrawertykiem, bardzo łatwo nawiązuję kontakty, ale także tak po prostu lubię ludzi, ich towarzystwo, energię, inne spojrzenie, czy wrażliwość. Ludzie są dla mnie także inspiracją i czasem źródłem nowych pasji, które wcześniej mnie nie interesowały. Takim przykładem jest nurkowanie. Pierwsze moje doświadczenia na Dominikanie skutecznie mnie zniechęciły. Dive master był mało zaangażowany i zupełnie bez polotu. Odpuściłem na wiele lat, aż do momentu, kiedy w Tanzanii poznałem Morgana. Francuza, które wciągnął mnie w nurkowanie bezgranicznie, a to znowu doprowadziło mnie do poznania nowych ciekawych ludzi, ich opowieści i doświadczeń. Nurkowanie oprócz niesamowitych wrażeń pod wodą ma jeszcze jeden ważny aspekt. Jeżeli nie nurkujemy z brzegu to łódź dowozi nas w różne, często całkiem daleko od lądu oddalone miejsca. I właśnie wówczas, mając czas, płynąc po cudownych wodach mórz, czy oceanów rozmawiamy i poznajemy zupełnie nowych ludzi. Podczas nurkowania w Tanzanii byli to bardzo ciekawi ludzie z RPA, czy Zambii. Z kolei w Omanie spotkałem świetny zespół z Egiptu, Botswany i Niemiec, a w Brazylii poznałem Fernando, z którym szybko złapaliśmy wspólny język, dyskutując parę godzin w otoczeniu cudownego lata i pięknej południowoamerykańskiej przyrody.
W czasach pandemii, która bardzo zatrzymała nas w swoich krajach, czy miejscach zamieszkania jest dużo trudniej swobodnie się przemieszczać, ale to nie zmienia faktu, że i tak podróżujemy, a już wkrótce znowu ruszymy dalej. Bo jak śpiewa nieśmiertelna Kora w „Boskim Buenos” – „podróżować, podróżować jest bosko”. O tak – bo życie bez względu na okoliczności może być piękne i zależy to tylko od nas.