„Moją główną ambicją jest pokazać Europejczykom, że nasza mentalność jest bardzo eurocentryczna, że Europa, a raczej jej część, nie jest jedyna na świecie. Że Europa jest otoczona przez niezmierną i wciąż wzmagającą się różnorodność kultur, społeczeństw, religii i cywilizacji. Życie na planecie, na której jest coraz więcej wzajemnych powiązań, wymaga tej świadomości i dostosowania się do radykalnie nowych warunków globalnych.” – Ryszard Kapuściński „Autoportret reportera”.
W moich wojażach po świecie uwielbiam także te chwile, kiedy mogę pobyć sam. Oddać się refleksji, zadumie, temu wewnętrznemu dialogowi z samym sobą. Myśli płyną wtedy bardzo spontanicznie, nie dzwoni telefon, bo szczęśliwie nie ma zasięgu, żadne zdobycze cywilizacji nie dają o sobie znać w ten niby pomocny, a z drugiej strony wściekle nachalny sposób. Wybiegam myślami w przyszłość, marząc o różnych sprawach, dywagując, czy coś jest wykonalne, czy nie – wręcz mocuje się z kształtami tych obrazów. Gdy planowałem swoją wyprawę do Jordanii, nie zdawałem sobie sprawy, że tak mocno będę mógł zatopić się we własnym wnętrzu – emocjonalnie, duchowo, ale też intelektualnie. Z pewnością sprzyjał temu fakt, że pojechałem tam sam, w gronie zupełnie obcych ludzi, którzy jakoś tak spontanicznie wyczuli, że czasem człowiek powinien być sam, choć ja samotny nigdy nie jestem.
Wszystko zaczęło się od przejścia granicy izraelsko – jordańskiej, bo ruch kołowy pomiędzy Ejlatem a Akabą prawie nie istnieje. Opłata za wyjazd z Izraela, skanowanie paszportów biometrycznych, wszystko trwa. Następnie po kontroli przechodzimy kilkaset metrów przez pas neutralny i znowu kontrola, tym razem jordańska. Ustawiamy się w kolejce do opłaty wjazdowej, przechodzimy do innego budynku do odprawy i wreszcie jesteśmy w Jordanii. Ponad dwie godziny zajęło nam przekroczenie granicy. Jak pięknie jest mieszkać w Unii Europejskiej, gdzie nie ma granic, kolejek, kontroli, opłat, biurokracji, a przede wszystkim ogromnej straty czasu. Może warto zaaplikować takie doświadczenie wszystkim przeciwnikom Zjednoczonej Europy.
Wskakujemy do czekającego na nas autokaru i przejeżdżamy przez Akabę w kierunku Pustynnej Autostrady. Od razu widać, że jesteśmy w kompletnie innym kraju niż Izrael. Inna architektura, inaczej zbudowane miasto, mało ludzi na ulicach i niestety bardzo dużo śmieci. Wiem, że do Akaby coraz częściej organizowane są wyjazdy na wakacje, ale w Ejlacie, który jest dosłownie obok, mamy naprawdę nieporównywalnie wyższy standard. Wyjeżdżamy za rogatki Akaby i zaczyna się piękny górzysty krajobraz. Autostrada jest w bardzo dobrym stanie, za oknami krajobraz, który bez problemu mógłby służyć za idealne miejsce do nakręcenia kolejnych odcinków Gwiezdnych Wojen. Jest naprawdę cudownie. Ślady działalności człowieka np. stacje benzynowe, czy parkingi zdarzają się bardzo rzadko, więc sycę się tymi pięknymi formami skalnymi, pustynią i niesamowitym słonecznym niebem. Po pewnym czasie zjeżdżamy z autostrady i teren zaczyna piąć się w górę, a temperatura na zewnątrz znacznie spada. Ku mojemu zdumieniu pojawia się śnieg.
To jeden z wielu stereotypów, które my Europejczycy mamy w głowach. Kraje arabskie to pustynia, wysoka temperatura, upały przez cały rok. Tak, ale Jordania to nie Emiraty Arabskie. W Jordanii w górach i w północnej części kraju jest po prostu zima, z temperaturą w okolicach zera i nierzadko pada śnieg. Dlaczego to mnie tak poruszyło ? Ano dlatego, że 1,5 mln uchodźców z Syrii trafiło do obozów w północnej części Jordanii, gdzie jest po prostu zima w takim samym okresie jak w Polsce. Mieszkają w namiotach, w warunkach dalekich od minimalnych standardów, bez pracy i bez perspektyw. Może warto pokusić się o jakąś refleksję zanim wszystkich wrzucimy do jednego „terrorystycznego” worka. Tam są oczywiście małe dzieci i kobiety.
Zatrzymujemy się na chwilowy postój. Wszyscy wiedzieliśmy, że będzie zimno, ale chyba nikt nie zakładał, że aż tak. Choć mamy też jednego oryginalnego Niemca, który wybrał się w t-shircie. Od razu zakupił kilka ciepłych nakryć w lokalnym sklepie, dość ciekawie łącząc arabskie nakrycie z chińskimi sandałami. Na zewnątrz wieje jak diabli, ale widok zapiera dech w piersiach. Właśnie tam, gdzieś w oddali leży miasteczko Wadi Musa, a tuż za nim rozciąga się niesamowita Petra, która zalicza się do jednego z nowych Siedmiu Cudów Świata.
Po krótkim postoju szybko wracamy do naszego autokaru i po 45 minutach jazdy jesteśmy u stóp wejścia do Petry. Czym właściwe była i jest Petra ? To skalne miasto, które przez wieki było stolicą arabskiego królestwa. Po krótkim okresie zapomnienia teraz jest jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc Bliskiego Wschodu. Miasto Nabatejczyków położone jest wśród skał ciągnących się na odległość ok. 1,6 km ze wschodu na zachód i z północy na południe, będących zachodnią częścią masywu Dżabal asz-Szara. W okresie od III w. p.n.e. do I w. n.e., miasto przeżywało czasy swojej świetności. Sami Nabatejczycy zwali Petrę Rqm (Rakmu), co oznacza “wielobarwna”. Dolinę Petry przecina koryto rzeki okresowej – Wadi Musa, której dopływy okalają płaskowyże, na których rozrosło się antyczne miasto Nabatejczyków.
Nasz kilkugodzinny spacer rozpoczynamy od marszu drogą, która doprowadzi nas do wąwozu As Sik, który jest wąskim przesmykiem wśród ogromnych skalnych ścian. Czegoś takie nie widziałem nigdy w życiu. Trudno to nawet opisać – ten wiatr przemykający po ścianach, inny zapach, dziwne dźwięki natury. Nieziemskie przeżycie. Kolory, które nas otaczają, wręcz marsjański krajobraz skłaniają do kolejnego dialogu z samym sobą. Przyroda mi sprzyja, gruntownie przyjrzałem się kilku myślom, które towarzyszyły mi od kilku miesięcy. Jestem ciekawy, jak na nie spojrzę z perspektywy czasu, gdy wrócę do Petry – bo to nie ulega wątpliwości – kiedyś za dekadę bądź dwie.
Nagle ukazuje się nam w całej okazałości skarbiec. Al-Chazna zwana przez Beduinów „Skarbcem Faraona” (Chaznat al-Firaun) – wykuta w skale piętrowa budowla powstała ok. I-II w. n.e. W pewnym sensie jest to sztandarowy i najsłynniejszy zabytek Petry. Nie jest jasne przeznaczenie budowli, chociaż ostatnio przeważa pogląd, że był to grobowiec któregoś z władców Petry – być może Aretasa IV i jego żony. Jak niewiarygodne są dzieła rąk ludzi, którzy na przestrzeni stuleci tworzyli tak niesamowite cuda architektury w różnych częściach świata. Kontynuując zwiedzanie docieramy do grobowców, czyli dosłownie setek rozsianych grobów wykutych w skałach.
Jakim sposobem w tamtych czasach dokonywano takich prac trudno sobie wyobrazić. Warto wspomnieć jeszcze o amfiteatrze, którzy mógł pomieścić nawet 10 000 ludzi i zachował się w całkiem dobrej formie. Mimo warunków atmosferycznych (wciąż jest bardzo zimno), upływu lat i działalności człowieka.
Czas powoli wracać, ponieważ jesteśmy umówieni na późny obiad w Wadi Musa. Trafiamy do restauracji, gdzie sympatyczny Jordańczyk serwuje nam piwo Philadelphia. Widok zdziwionych twarzy dwóch Amerykanów, którzy są z nami – bezcenny. Korzystamy z pysznego „szwedzkiego stołu” pełnego lokalnych potraw. W międzyczasie nasz „kelner” bez żadnego skrępowania pali papierosa, czekając na ewentualne zamówienia. Obserwuję go przez chwilę i być może to powoduje, że pali bardziej dyskretnie, ale nie widać, aby czymś się przejmował. Na końcu żegna się z nami serdecznie i już jesteśmy w drodze powrotnej do Izraela. Co urzekło mnie w Jordanii oprócz Petry ? Bardzo sympatyczni ludzie, którzy nie są natarczywi i nachalni. Jeżeli mówię nie – to znaczy nie i każdy idzie w inną stronę. Wyjazdy do Tunezji, a w szczególności do Egiptu zawsze mnie irytują pod tym względem, bo ledwo uwolnię się od jednego napierającego człowieka, to za chwilę pojawia się następny. Jordańczycy mają poczucie humoru, które koresponduje z naszym i atmosfera – taka nienamacalna międzyludzka – jest przyjemna i przyjazna. Na mojej liście do odwiedzin z pewnością jest Amman i kilka innych ciekawych miejsc. Choć Jordania leży w bardzo niestabilnym regionie to sam kraj jest w miarę bezpieczny, a spotykani ludzie po krótkiej rozmowie odżegnują się od terroryzmu i podkreślają, jak bardzo zależy im, aby ich kraj był postrzegany jako godny zwiedzania i bezpieczny dla turystów. Oby tak było zawsze !!!